80. rocznica męczeńskiej śmierci Rodziny Ulmów

W niedzielę, 24 marca, przypada 80. rocznica męczeńskiej śmierci rodziny Ulmów. Tego dnia Mszy św. w Markowej na Podkarpaciu będzie przewodniczył kard. Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. 

W związku z 80. rocznicą śmierci bł. Rodziny Ulmów, w niedzielę, 24 marca, o godzinie 13.00 w parafii pw. św. Doroty w Markowej w archidiecezji przemyskiej będzie koncelebrowana Msza św. pod przewodnictwem kard. Marcello Semeraro, prefekta Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. Msza św. będzie transmitowana przez Telewizję POLONIA.

Dzień wcześniej, 23 marca, z Łańcuta do Markowej przejdzie pielgrzymka w intencji ochrony życia ludzkiego pod hasłem: „Z Błogosławioną Rodziną Ulmów w obronie życia”. „Aktualnie potrzebne są działania zmierzające do wspierania rodzin w otwartości na każdy dar życia oraz modlitewnego wypraszania sił dla tych, którzy opiekują się terminalnie chorymi i umierającymi” – czytamy na stronie internetowej archidiecezji przemyskiej.

Z okazji 80. rocznicy śmierci Błogosławionej Rodziny Ulmów organizowane są ponadto inne wydarzenia ją upamiętniające. 22 marca zaplanowano m.in. sesję muzealną w warszawskim Muzeum Niepodległości, natomiast w archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie 21 marca zostały odśpiewane Nieszpory Markowskie. 24 marca, podczas uroczystości z udziałem Prezydenta RP Andrzeja Dudy, imię Rodziny Ulmów zostanie nadane Portowi Lotniczemu Rzeszów–Jasionka.

Beatyfikowana 10 września 2023 roku Rodzina Ulmów została zamordowana 24 marca 1944 roku przez niemieckich okupantów za udzielenie schronienia prześladowanym Żydom. 28 lipca 2023 roku Sejm ustanowił rok 2024 Rokiem Rodziny Ulmów. Zgodnie z decyzją 394. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski od 24 września 2023 roku po polskich diecezjach peregrynują relikwie Błogosławionej Rodziny Ulmów.

Od 2018 roku, 24 marca, w rocznicę zamordowania Józefa i Wiktorii Ulmów wraz z siedmiorgiem dzieci, jest obchodzony Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Celem obchodów jest uczczenie tych wszystkich, którzy pomimo zagrożenia życia nieśli pomoc ludności żydowskiej.

Źródło: BP KEP

 

W drugiej połowie 1942 roku Józef Ulma z Markowej przyjął pod swój dach ośmioro Żydów z rodzin Szallów i Goldmanów. Na skutek donosu złożonego przez granatowego policjanta kryjówka została jednak odkryta przez Niemców. 24 marca 1944 żandarmi z posterunku w Łańcucie zamordowali Józefa Ulmę, a także jego żonę Wiktorię (będącą w zaawansowanej ciąży) oraz szóstkę dzieci, z których najstarsze miało 8 lat, a najmłodsze – półtora roku. Zginęli także wszyscy ukrywani Żydzi, w tym dwie kobiety i dziecko. Zbrodnia w Markowej stała się symbolem martyrologii Polaków mordowanych za niesienie pomocy Żydom.

W momencie wybuchu II wojny światowej Markową pod Łańcutem zamieszkiwało ok. 120 osób narodowości żydowskiej (ok. 30 rodzin). Latem i jesienią 1942 większość z nich została wymordowana przez Niemców. Przeżyło jedynie kilkunastu Żydów, którym schronienia udzielili polscy chłopi.

Jedną z osób zaangażowanych w pomoc Żydom był Józef Ulma z Markowej – rolnik, działacz społeczny, pasjonat ogrodnictwa i fotografii. Prawdopodobnie w drugiej połowie 1942 roku przyjął on pod swój dach ośmioro żydowskich uciekinierów – handlarza bydła z Łańcuta nazwiskiem Szall i jego czterech synów, a także Gołdę i Laykę Goldman z Markowej (wraz z małą córeczką tej ostatniej). Ponadto Ulma pomógł innej żydowskiej rodzinie wybudować ziemiankę w pobliskim lesie, a następnie zaopatrywał jej mieszkańców w żywność i inne produkty.

Po pewnym czasie leśna ziemianka została odkryta przez Niemców, a czworo ukrywających się w niej Żydów (trzy kobiety i dziecko) zostało zamordowanych. Fakt udzielania przez Ulmę pomocy uciekinierom nie został wówczas ujawniony. Z kolei pozostałych ośmioro Żydów ukrywało się w gospodarstwie Ulmów do wiosny 1944. Nie podejmowano przy tym szczególnych środków ostrożności. Żydzi mieszkali bowiem na poddaszu domu Ulmów i czasem pomagali gospodarzom w codziennych pracach.

Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Niemcy wpadli na trop uciekinierów na skutek donosu złożonego przez Włodzimierza Lesia, posterunkowego granatowej policji w Łańcucie (jego rodzina pochodziła z Galicji Wschodniej stąd był on powszechnie uważany za Ukraińca). Przed wojną Leś utrzymywał bliskie kontakty z rodziną Szallów. Początkowo nawet udzielał im schronienia (w zamian za odpowiednie wynagrodzenie), jednak gdy Niemcy zaostrzyli represje za ukrywanie Żydów odmówił Szallom dalszej pomocy oraz zagarnął majątek, który pozostawili pod jego opieką. Szallowie ukryli się wówczas na gospodarstwie Ulmów jednak nadal nachodzili Lesia, domagając się zwrotu swojej własności. Prawdopodobnie Leś pragnąc pozbyć się prawowitych właścicieli zagarniętego majątku wydał Szallów oraz ukrywającą ich polską rodzinę w ręce niemieckiej żandarmerii. Wcześniej udał się jeszcze do Ulmów pod pozorem prośby o zrobienie mu zdjęcia. Upewnił się wówczas, że w ich domu ukrywają się Szallowie.

23 marca 1944 z niemieckiego posterunku żandarmerii w Łańcucie wyszło polecenie, aby czterech woźniców z końmi i furami stawiło się w magistrackiej stajni i tam oczekiwało na dalsze polecenia (każdy miał przyjechać z innej wsi, żaden nie mógł pochodzić z Markowej). 24 marca, około godziny 1:00 nad ranem, furmanom rozkazano podjechać pod posterunek i zawieźć stamtąd do Markowej grupę niemieckich żandarmów i granatowych policjantów. Ekspedycją dowodził osobiście szef łańcuckiej żandarmerii, porucznik Eilert Dieken, któremu towarzyszyło trzech innych Niemców: Joseph Kokott (volksdeutsch z Czechosłowacji), Michael Dziewulski i Erich Wilde. W akcji wzięło także udział czterech funkcjonariuszy polskiej granatowej policji. Udało się ustalić nazwiska dwóch policjantów: Eustachy Kolman i Włodzimierz Leś.

Tuż przed świtem furmanki dotarły do Markowej. Niemcy polecili wówczas woźnicom pozostać na uboczu, po czym wraz z granatowymi policjantami udali się do gospodarstwa Ulmów. Pozostawiwszy policjantów jako obstawę niemieccy żandarmi wdarli się do domu i rozpoczęli masakrę. Jeszcze podczas snu zastrzelono dwóch braci Szallów i Gołdę Goldman. Niemcy polecili następnie sprowadzić polskich furmanów, aby dla postrachu stali się oni świadkami egzekucji. Na ich oczach zastrzelono pozostałych braci Szallów oraz Laykę Goldman z dzieckiem. Jako ostatni z Żydów zginął 70–letni ojciec Szallów. Następnie przed dom wyprowadzono Józefa Ulmę oraz jego 32–letnią żonę Wiktorię (będącą wówczas w zaawansowanej ciąży). Oboje małżonków zastrzelono na oczach dzieci. Prawdopodobnie w czasie egzekucji Wiktoria zaczęła rodzić, gdyż świadek ekshumacji zeznał później, że po wykopaniu zwłok dostrzegł główkę i piersi noworodka wystające z jej narządów rodnych.

Po zamordowaniu Ulmów Niemcy zaczęli się zastanawiać, co uczynić z sześciorgiem ich dzieci. Po krótkiej naradzie Dieken polecił, aby również one zostały rozstrzelane. Na oczach polskich woźniców zamordowano 8–letnią Stanisławę, 6–letnią Barbarę, 5–letniego Władysława, 4–letniego Franciszka, 3–letniego Antoniego i półtoraroczną Marię. Trójkę bądź czwórkę dzieci zastrzelił osobiście Joseph Kokott, krzycząc przy tym do furmanów: „patrzcie jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”.

Po zakończeniu masakry Niemcy przystąpili do grabieży gospodarstwa Ulmów oraz przedmiotów należących do zamordowanych Żydów (m.in. Kokott zabrał wówczas pudełko z kosztownościami znalezione przy zwłokach Gołdy Goldman). Rabunek przybrał takie rozmiary, że Dieken był zmuszony sprowadzić z Markowej dwie dodatkowe furmanki, aby pomieścić wszystkie zrabowane przedmioty i towary. Jednocześnie wezwano także sołtysa, Teofila Kielara, któremu polecono sprowadzić kilku mężczyzn i pogrzebać zwłoki zamordowanych we wspólnej zbiorowej mogile. Gdy wstrząśnięty sołtys zapytał Diekena dlaczego zamordowano również małe dzieci Ulmów otrzymał odpowiedź: „żeby gromada nie miała z nimi kłopotu”. Akcję uwieńczyła libacja alkoholowa urządzona na miejscu masakry (w tym celu sołtys musiał dostarczyć Niemcom trzy litry wódki). Po jej zakończeniu żandarmi i granatowi policjanci powrócili do Łańcuta wraz z sześcioma furmankami pełnymi zrabowanych dóbr.

Yehuda Erlich – w czasie okupacji ukrywający się w okolicach Markowej – był autorem relacji, w której znalazła się informacja, że masakra rodziny Ulmów wywarła tak wstrząsające wrażenie na miejscowej ludności, iż w okolicach Markowej znaleziono później ciała 24 Żydów, których w obawie przed denuncjacją zamordowali ich polscy opiekunowie. Jego zeznanie cytowane jest m.in. w informacji na temat rodziny Ulmów, zamieszczonej na oficjalnej stronie internetowej Instytutu Jad Waszem. Zdaniem Mariusza Szpytmy, historyka IPN i badacza historii rodziny Ulmów, owa zbrodnia miała jednak miejsce w sąsiedniej Sieteszy – najprawdopodobniej na dwa lata przed śmiercią Ulmów.

Wkrótce po masakrze kilku mężczyzn z Markowej rozkopało zbiorową mogiłę i mimo surowego zakazu Niemców umieściło zwłoki Ulmów w osobnych trumnach (pogrzebano je następnie w tej samej mogile). Ułatwiło to później identyfikację ciał[1]. Po wojnie szczątki Ulmów ekshumowano i pochowano na cmentarzu parafialnym w Markowej. Z kolei ciała zamordowanych Żydów zostały ekshumowane w październiku 1947 i przeniesione na Cmentarz Ofiar Hitleryzmu w Jagielle–Niechciałkach.

13 września 1995 małżeństwo Ulmów zostało pośmiertnie odznaczone medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Z kolei 17 września 2003 biskup pelpliński Jan Bernard Szlaga otworzył proces beatyfikacyjny 122 polskich ofiar hitleryzmu, wśród których znaleźli się Józef i Wiktoria Ulmowie oraz szóstka ich dzieci.

Zbrodnia w Markowej stała się symbolem martyrologii Polaków mordowanych przez Niemców w odwecie za niesienie pomocy Żydom. 24 marca 2004 we wsi odsłonięto pomnik poświęcony rodzinie Ulmów. Z kolei 23 marca 2012 podpisany został akt erekcyjny budowy Muzeum Polaków Ratujących Żydów. Powstanie ono w Markowej i nosić będzie imię rodziny Ulmów. Otwarcie muzeum planowane jest na marzec 2014.

Policjant Włodzimierz Leś nie dożył końca wojny. We wrześniu 1944 został zastrzelony z wyroku polskiego podziemia.

Za uczestnictwo w mordzie na rodzinie Ulmów i ukrywanych przez nich Żydach został osądzony jedynie żandarm Joseph Kokott. W 1957 został on odszukany i aresztowany na terenie Czechosłowacji, a następnie ekstradowany do Polski. W 1958 sąd w Rzeszowie skazał go na karę śmierci, lecz Rada Państwa PRL skorzystała z prawa łaski i zamieniła karę na dożywocie, a następnie na 25 lat pozbawienia wolności. Kokott zmarł w więzieniu w 1980 roku.

Dowódca ekspedycji karnej, porucznik Eilert Dieken, pracował po wojnie jako inspektor policji w zachodnioniemieckim Essen. W latach 60. niemieckie władze prowadziły śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych przez niego podczas służby w okupowanej Polsce jednak Dieken zmarł z przyczyn naturalnych zanim zdołano postawić go w stan oskarżenia. Losy Michaela Dziewulskiego i Ericha Wildego nie są znane.

 

(Artykuł pochodzi z wikipedii    http://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnia_w_Markowej_%281944%29   )

 

Więcej artykułów na temat zbrodni i zdjęcia rodziny Ulmów :

http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/ulmowie/oddali.htm

http://blogbiszopa.pl/2010/07/smierc-rodziny-ulmow/

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,5238,rzym-konferencja-o-rodzinie-ulmow.html